Wednesday, November 9, 2016

Współautorstwo i wykonywanie praw

Problem ustalenia granic współautorstwa i sposobu korzystania z prawa przez wspólautorów była przedmiotem wielu wyroków Sąd Najwyższego. W jednym z nich, obejmującym to zagadnienie jeszcze na gruncie poprzednio obowiązującej ustawy, doszło do sporu pomiędzy współautorami noweli filmowej zatytułowanej „Ballada o ścinaniu drzewa”.

Powód w sprawie twierdził, iż w 1970 r. wspólnie z pozwanym napisał nowelę filmową pt. „Ballada o ścinaniu drzewa”, na podstawie której zrealizowany został film, o tym samym tytule. Ekranizację poprzedziła praca powoda i pozwanego nad tekstem scenariusza, gdzie jako utwór bazowy wykorzystano napisaną w latach 1966-1967 autorską nowelę pozwanego o tym samym tytule co film. W samym tekście scenariusza obaj twórcy nanieśli szereg poprawek, w głównej mierze odnoszących się do tzw. didaskaliów, tj. pobocznych tekstów będących opisem sytuacji, zachowania się bohaterów, z reguły stanowiących wskazówki pisarza dla wystawiających dramat. 

Sześć lat później, w 1976 r. Teatr w Nowej Hucie wystawił sztukę pozwanego, o tytule „Och, jaki piękny jest świat”, do której pozwany, bez zgody powoda, przeniósł całe fragmenty dialogów i scen ze wspólnie nakręconego filmu, czym, zdaniem powoda, naruszył jego prawa autorskie.W związku z powyższym powód stwierdził, że zostały naruszone jego osobiste i majątkowe prawa autorskie.Sąd Wojewódzki powództwo oddalił, w samej konkluzji stwierdzając, że skoro autorem noweli, która posłużyła do przygotowania scenariusza filmowego był tylko i wyłącznie pozwany, to może on swobodnie wykorzystywać pomysły, dialogi, sceny itp. zawarte w obu utworach. Zdaniem Sądu, tworząc sztukę teatralną pozwany opierał się w głównej mierze na tekście pierwotnym, nawet jeżeli zawarte w tekście sztuki sceny nie różniły się od tych filmowych praktycznie wcale. 

Innego zdania był Sąd Najwyższy, który stwierdził, że w momencie powstania dzieła wspólnego autorskie prawa do utworu przysługują łącznie współtwórcom, niezależnie od ewentualnych różnic we wkładzie w jego tworzeniu. Powyższe oznacza, iż dialogi, sceny czy sytuacje, nawet jeżeli przeniesione z innych utworów, zawczasu napisanych przez jednego ze współautorów, od chwili umieszczenia ich w dziele wspólnym zostają przedmiotem łącznego prawa współtwórców dzieła wspólnego i żaden nie może bez zgody tego drugiego wykorzystywać ich w dalszej twórczości. Przez przeniesienie to twórca wyzbywa się bowiem prawa do wyłącznego dysponowania owymi dialogami, scenami czy sytuacjami i stają się one przedmiotem łącznego prawa autorskiego wszystkich współtwórców.

Wyrok SN, 1980-10-08, IV CR 327/1980

Tuesday, October 18, 2016

Solidarność - jak to jest z tym naruszeniem?

Posta  o tym tytule zacząłem pisać już dawno temu. Wtedy w kontekście jego użycia na manifestacji KOD i tak naprawdę pewnej refleksji nad możliwością uzyskania monopolu na logotyp Solidarności przez kogokolwiek. Jak widać, po wydarzeniach ostatnich dni, temat logotypu Solidarności odżywa na nowo, tym razem jednak w kontekście przerobienia słynnego plakatu z Garym Cooperem i wykorzystanie takiej pracy wraz z logotypem Solidarności w tle (rysunek obok). Doszło nawet do złożenia zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa....
Nie oceniam żadnej ze stron barykady, patrzę na sprawę z wyłącznie z perspektywy prawa znaków towarowych i realnej możliwości powołania się na uprawnienia ze znaku towarowego. Z tej też perspektywy zarzuty naruszenia prawa są delikatnie mówiąc - chybione. Pomijając kwestie czy w ogóle znak ten powinien uzyskać ochronę (bo mam tu poważne wątpliwości) mamy tu do czynienia z użyciem znaku towarowego w jakiejś z jego funkcji i przez kogo - a więc zagadnień fundamentalnych dla stwierdzenia naruszenia, należy wskazać, że  tego rodzaju użycie logotypu jest wyrazem twórczości artystycznej. Osoba która stworzyła (przerobiła) wskazany plakat wyraziła swój głos w  ważnej społecznie sprawie. Wolność artystyczna czy wolność słowa - to wartości i prawa chronione konstytucyjnie, na które można powołać się bezpośrednio, gdy wszystkie wcześniejsze argumenty zawiodą. Jestem więc prawie przekonany, iż gdyby doszło do sądowej weryfikacji twierdzeń  zarówno na gruncie cywilnym jak i karnym - sąd dałby prymat tym wartościom - oddalając roszczenie lub uniewinniając "sprawcę".

Monday, October 17, 2016

Sprzedaż kopii zapasowych - ważne orzeczenie TSUE - C-166/15

W ubiegłym tygodniu Trybuał Sprawiedliwości UE wydał ważne orzeczenie dotykające w istocie bardzo ciekawej kwestii związanej z obrotem egzemplarzami oprogramowania. W sprawie dwóch Łotyszy sprzedało ponad 3000 egzemplarzy - jak twierdzili - kopii zapasowych - oprogramowania Microsoft tj. Windows'ów i Office'ów. W toku postępowania powstała wątpliwość dotycząca relacji przepisów o wyczerpaniu prawa do egzemplarza utworu (oprogramowania) i objęcia tym wyczerpaniem również kopii zapasowej wykonanej przez nabywcę tego oprogramowania. Skoro bowiem mogę sporządzić kopię zapasową w sytuacji np. zniszczenia oryginalnej płyty, dlaczego nie mogę jej następnie sprzedać? Jest to bowiem pochodna uprawnienia zyskanego w związku z nabyciem egzemplarza utworu. Sytuację komplikuje też fakt oderwania zasad wyczerpania prawa od materialnego nośnika oprogramowania, które stwierdzone zostało już we wcześniejszym wyroku Used Soft. Ostatecznie Trybunał stwierdził, że uprawniony, które sporządził kopie zapasową oprogramowania, nie może bez zgody uprawnionego dokonywać obrotu tą kopią, czyli że wyczerpanie prawa nie rozciąga się na kopię zapasową. Przyznam szczerze, że mam mieszane uczucia jeżeli chodzi o powyższe rozstrzygnięcie. Sankcjonuje ono bowiem swego rodzaju wywłaszczenie z uprawnień nabytych przez legalnego użytkownika oprogramowania. Możliwość sporządzenia kopii zapasowej jako uprawnienie bezwzględne (które nie może być ograniczone ani wyłączone) jest odpowiedzią na "nietrwałość" nośników informatycznych, które podatne są na uszkodzenia mogące uniemożliwić normalne z nich korzystanie. W świetle więc bezwzględnych uprawnień nabywcy - z perspektywy czystego prawa - nie widzę zatem wielu racjonalnych argumentów, które przemawiałyby za ograniczeniem obrotu tym nośnikiem - a uzależniały ją wyłącznie od ewentualnej zgody uprawnionego.  Wyrok TSUE  C-166/15.

Monday, March 28, 2016

Pałac pod blachą w Warszawie i prawo autorskie

Spory z zakresu praw autorskich dotykają najróżniejszych i czasem najdziwniejszych przedmiotów. Przedmiotem, omówionej w niniejszym poście, sprawy jest "ekspertyza mykologiczno-budowlana" wykonana dla Pałacu pod Blachą w Warszawie. Dla niewtajemniczonych - jest to ekspertyza dotycząca oceny stanu zachowania danego obiektu pod kątem działających na niego czynników zewnętrznych i zagrożeń biologicznych (w szczególności grzybów.

Okoliczności sprawy dotyczyły wykorzystania wskazanej ekspertyzy w projekcie remontu/przebudowy rzeczonego Pałacu, do jakiej doszło bez sporządzenia odpowiednich umów między stronami. Powód,  twórca wskazanej ekspertyzy, domagał się zapłaty za jej wykorzystanie w oparciu o przepisy prawno-autorskie. Sądy obu instancji podzieliły jego argumentację i zasądziły żądaną kwotę. Pozwany konsekwentnie podważał możliwość spełnienia cech utworu z art. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych przez wskazaną ekspertyzę, aż sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Ten zaś pochylił się nad charakterem wskazanego dzieła, dochodząc do wniosku, że spełnia ono cechy utworu - tzw. dzieła technicznego. Zdaniem sądu, sam charakter techniczny dzieła, poruszanie się w ramach ustalonych i znanych metodologii, ograniczeń funkcjonalnych oraz założonych celów, nie oznacza automatycznie, iż dzieło nie posiada osobistego piętna twórcy. Sąd odrzucił też rygorystyczną koncepcję "statystycznej jednorazowości" wskazując, że cech utworu nie pozbawia wskazanej ekspertyzy fakt, że inni twórcy mogliby dojść do podobnych wniosków. W konsekwencji Sąd uznał, że wskazana ekspertyza spełnia cechy utworu, więc roszczenia powoda oparte na ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych są w pełni zasadne. Sygn. akt IV CK 763/04.

Które postępowanie zawiesić? Wyrok SN

18 lutego 2016r. Sąd Najwyższy wydał ważny wyrok przełamujący dotychczasową linię orzecznictwa. Przedmiotem sprawy był spór wokół zarejestrowanego wzoru przemysłowego. Sąd uznał, że w przypadku toczących się równolegle spraw: przed Urzędem Patentowym RP o unieważnienie wzoru oraz przed sądem powszechnym o naruszenie praw do tego wzoru, Sąd winien dać prymat postępowaniu przed Urzędem Patentowym RP i zawiesić postępowanie cywilne do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez Urząd Patentowy RP, traktując je jako prejudykat. Sygnatura akt sprawy - II CSK 282/15. 

Wyrok jest niewątpliwie słuszny w odniesieniu do wzorów przemysłowych, co do których prawa uzyskane w Urzędzie Patentowym to tylko "rejestracja". Urząd  nie bada na etapie zgłoszeniowym czy spełnione zostały przesłanki ochrony, a jedynie czy wniosek spełnia warunki formalne. Etap unieważnienia wzoru - to właśnie etap, na którym dochodzi do badania spełnienia przesłanek - a raczej wykazywania przez wnioskodawcę, że wzór tych przesłanek nie spełnia, bo to na nim spoczywa ciężar dowodu. Słusznie więc rozstrzygnięcie Urzędu potraktowane zostało jako prejudykat - dopiero bowiem pozytywne rozstrzygnięcie w przedmiocie istnienia prawa, umożliwiać będzie badanie czy doszło do jego naruszenia przez Sąd. Konsekwencją stosowania tego orzeczenia, będzie jednak istotne przedłużenie trwania postępowania cywilnego. Postępowanie przed Urzędem Patentowym może trwać latami. Samo orzeczenie Urzędu (w pierwszej instancji) jest ostateczne ale podlegać może kontroli sądowo-administracyjnej. Zatem do czasu uzyskania prawomocności rozstrzygnięcia minąć może sporo czasu - przedłużony będzie stan niepewności prawnej. Każdy kto prowadził postępowanie przed Urzędem wie, że jeżeli stronie na tym zależy może je przedłużać, w zasadzie bez konsekwencji. Nawet więc w sytuacjach oczywistych, w których dowiedziono, że wzór jest kopią wcześniejszego wzoru lub znaku, albo np. jest używany na rynku od kilku lat, Sąd będzie musiał czekać na prawomocne rozstrzygnięcie przed Urzędem Patentowym RP. Może jednak presja stron wpłynie na sprawniejsze prowadzenie postępowania przez Urząd, a przede wszystkim stosowanie możliwości nałożenia na strony "prekluzji dowodowej" - uprawnienia, które pozostaje teoretyczne w praktyce Urzędu.

Sunday, March 27, 2016

Kindii v. Kindy czyli o ochronie znaku nieużywanego

Spółka Hyper Hygienics S.A. uprawniona do znaku towarowego KINDII, z którym styczność miał chyba każdy młody rodzic - hasło: nawilżane chusteczki dla dzieci (zdjęcie obok), pozwała spółkę Dramers S.A. używającej znaku KINDY dla oznaczenia m.in. proszków do prania dla dzieci (zdjęcie poniżej) o naruszenie prawa do znaku towarowego oraz dokonywania czynów nieuczciwej konkurencji. HH S.A oparł powództwo o wspólnotowe znaki towarowe, dlatego sądem rozpatrującym sprawę w I instancji był Sąd Wspólnotowych Znaków Towarowych i Wzorów w Warszawie. Zarówno Sąd I jak i II instancji oddaliły powództwo w sprawie, opierając je na zasadniczej okoliczności jaką był brak używania znaku towarowego przez powoda w odniesieniu do towarów, które mogłyby zostać uznane za konfuzyjne. Sądy uznały, że powód używa znaku towarowego jedynie w odniesieniu do chusteczek nawilżanych, zaś pozwany w stosunku do proszków do prania. Oba towary znajdują sie w jednej klasie, lecz nie sposób stwierdzić istnienie stosunku komplementarności miedzy nimi. Sprawa dotarła do Sądu Najwyższego,  który cofnął sprawę  do ponownego rozpoznania.  Sąd nie zgodził się z argumentacją sądów okręgowego i apelacyjnego, w zakresie ograniczenia badania naruszenia w odniesieniu do towarów dla których znak towarowy jest aktualnie używany.
W sprawie tej poruszone zostało niezwykle istotne zagadnienie - stanowiące jedną z podstaw prawa znaków towarowych. Chodzi bowiem o kwestię możliwości dochodzenia roszczeń z  naruszenia prawa do znaku towarowego przez podmiot, który znaku swojego nie używa w odniesieniu do towarów konfuzyjnych. Sądy obu instancji odmówiły ochrony powodowi, podkreślając również na marginesie, że udzielenie ochrony w takich okolicznościach mogłoby być postrzegane jako nadużycie prawa. Sąd Najwyższy, nie zgodził się z takim rozumieniem przepisów, wskazując, że nieużywanie znaku towarowego przez uprawnionego ma dopiero znaczenie po upływie 5 letniego okresu jaki upłynął od dnia udzielenia prawa, uprawniającego podmioty trzecie do stwierdzenia jego wygaśnięcia. 

Trudno podzielić zapatrywanie Sądu Najwyższego w powyższej kwestii. Sąd badając przesłanki naruszenia prawa do znaku towarowego bada ryzyko wprowadzenia odbiorców w błąd. Ryzyko to jest wypadkową zbadania wielu czynników i okoliczności sprawy. Jednak absolutną podstawą dla dalszego badania przesłanek istnienia tego ryzyka jest używanie danego znaku w obrocie. Ryzyko wprowadzenia w błąd odbiorców - pomimo że badane w pewnym sensie hipotetycznie, musi być realne - a dla stwierdzenia tej realności konieczne jest występowanie stanu - konkurencji rynkowej pomiędzy danymi towarami/usługami w obrocie. Jeżeli konsumenci mają być narażeni na ryzyko pomyłki to muszą mieć obiektywną szansę "zapoznania się" z dwoma oznaczeniami. Jestem szczerze zainteresowany rozstrzygnięciem jakie zapadnie w sprawie i ewentualnie dalszym przebiegiem sprawy, a sam póki co przygotowuje glosę do rzeczonego wyroku SN (sygn. akt I CSK 50/14). Poinformuję na blogu o jej publikacji.

Tuesday, February 23, 2016

Podpis Lecha Wałęsy

Sprawa teczek TW Bolka rozpala opinię publiczną w Polsce od ubiegłego tygodnia. Tematyką tego bloga nie jest prawda historyczna, nie zamierzam też dokonywać żadnych ocen w materii współpracy Lecha Wałęsy z SB. Niemniej jednak warto nadmienić, że jest aspekt sprawy, który dotyczy praw własności intelektualnej. W dniu 13 marca 2015r. Lech Wałęsa złożył do Urzędu Patentowego wniosek o udzielenie prawa ochronnego na znak towarowy stanowiący w istocie wzór jego podpisu (po lewej). Znak otrzymał nr zgłoszenia Z.440207 i zgłoszony został dla usług w klasach 41: publikowanie książek, organizowanie i prowadzenie kongresów, organizowanie i prowadzenie seminariów, organizowanie i prowadzenie sympozjów i 45: badania prawne. 

Powszechnie wiadomo, że należy badać podpis danej osoby w danym okresie, jest to jednak pewien punkt odniesienia dla chętnych, chcących pobawić się w grafologów.

Saturday, February 13, 2016

Roman Giertych v. Fakt - koncepcja listów do redakcji

Mec. Roman Giertych zdecydowanie jest osobą zauważalną w życiu publicznym naszego kraju, czy to z racji prowadzonej początkowo działalności politycznej czy też prawniczej. Wyrazistość jego poglądów i wypowiedzi powoduje, że ma on rzesze swoich przeciwników czy mówiąc językiem internetowym - "hejterów" nieprzebierających w słowach i niekoniecznie odnoszących się merytorycznie do jego działalności czy słów. 

Hejt internetowy bardzo często ma miejsce pod artykułami prasowymi odnoszącymi się do jakichś wydarzeń. Tak też miało miejsce w stanie faktycznym niniejszej sprawy. Otóż pod jednym z artykułów dziennika Fakt dotyczącym działań Romana Giertycha - rozlała się fala hejtu i komentarzy personalnych, które w sposób niebudzący wątpliwości naruszały jego dobra osobiste. Giertych niebacząc na regulacje dotyczące odpowiedzialności podmiotu świadczącego usługi elektroniczne pozwał wydawcę dziennika - Axel Springer Polska sp. z o.o. o naruszenie dóbr osobistych. Argumentował przy tym, że wpisy na forum internetowym mają charakter tzw. "listów do redakcji" (art.12 ust.1 pr.prasowego), za które odpowiedzialność ponosi wydawca gazety.

Sądy obu instancji nie podzieliły argumentacji powoda. Wskazały przede wszystkim na niemożność oparcia się w sprawie na odpowiedzialności przypisanej wydawcy, bowiem w kontekście wpisów na forum pod artykułami pozwany pełni rolę podmiotu świadczącego usługi elektroniczne. Oznacza to, że koncepcja listów do redakcji jest całkowicie nietrafiona. Administrator forum nie ma bowiem żadnego wpływu na samą publikację komentarza i jego treść. Może, a nawet musi reagować - ale dopiero następczo. Przesłanką odpowiedzialności administratora forum internetowego jest wyłącznie "wiedza" dotycząca bezprawności umieszczonych treści. Zatem odpowiedzialność administratora powstaje tylko wówczas, jeśli mając wiedzę o bezprawnych treścią - nie usunie ich niezwłocznie. Wówczas odpowiada za naruszenie praw osób trzecich na równi z naruszycielem. W niniejszej sprawie mec. Giertych nie wystąpił do pozwanego z żądaniem usunięcia komentarzy - tylko od razu wytoczył mu proces. Szczerze zastanawiam się czy przyjął wskazaną koncepcję celowo, czy też najzwyczajniej w świecie się pomylił, ale chcąc zachować twarz nie chciał się wycofać z procesu. Zadanie było jednak karkołomne i w aktualnym stanie prawnym niezbyt realne do wykonania - chyba, że faktycznie wykazałby, że pozwany w istocie posiadał wiedzę o treści komentarzy.

Sprawa dotarła do SN (sygn. akt I CSK 128/13) i została nawet cofnięta do ponownego rozpoznania, nie jednak z powodu uznania zasadności argumentacji powoda co do istoty, ale z powodu niedostatecznego wyjaśnienia czy pozwany posiadał jednak wiedzę o bezprawnym charakterze umieszczonych treści. Ostatecznie więc mec. Giertych przegrał sprawę, po ponownym rozpoznaniu Sąd Apelacyjny w Warszawie po ponownym rozpatrzeniu ponownie oddalił roszczenie powoda.

Na marginesie wskazać jednak należy na ciekawy aspekt omawianej sprawy. Logika przyjęta przez Sąd Najwyższy pozwala przyjąć, że czasem działania podmiotu świadczącego usługi elektroniczne podjęte w dobrej wierze mogą się obrócić przeciwko niemu. Zasadą jest, że administrator nie ma obowiązku podejmowania działań moderujących w stosunku do umieszczanych komentarzy - musi bowiem reagować następczo. Jeżeli jednak poszedł o krok dalej niż jego obowiązki ustawowe i zaczął moderować komentarze, można na zasadzie domniemania faktycznego wywieźć z tego wniosek, iż o bezprawnym charakterze wiedział. Czasem chyba jednak nie warto wychodzić poza ustawowe minimum. 

Friday, February 12, 2016

Usługa a nie produkt - czyli o naiwnościach internetowych

Internet pełen jest naiwności i mitów dotyczących naruszania praw własności intelektualnej. Jedne mniej, innej bardziej naiwne, ale funkcjonują i są powielane, a my prawnicy musimy z nimi walczyć. Postanowiłem omówić jeden z takich przypadków. 

Trafiłem ostatnio zupełnie przez przypadek na aukcję internetową, na której autor sprzedawał "szablony na ubranka Minionki", "inspirowane" znaną bajką. Na marginesie - słowo "inspiracja" to też słowo klucz w środowiskach twórczych. Wiadomo, każdy szuka jakiegoś pomysłu na siebie, a najlepiej jest ogrzać się w blasku, rzeczy znanych i licencjonowanych.  Co więc jest przedmiotem wskazanej aukcji ? Nie produkt (jak na zdjęciu) szablon - lecz "usługa" - polegająca na "nakładzie mojej pracy i czasie poświęconym na wysłanie mailem gratisowego szablonu" oraz do tego ubranka również w gratisie. Grzech nie skorzystać, jak tu same gratisy. Żeby jednak nie było, że autor nie ma świadomości prawnej - przestrzega nabywcę, iż sprzedawany produkt nie jest produktem licencjonowanym dlatego też nie może być kopiowany, rozpowszechniany, redystrybuowany w celach zarobkowych / komercyjnych. 

Autor tego, krótkiego opisu aukcyjnego pewnie nie ma nawet świadomości ilu kwestii związanych z prawem własności intelektualnej dotknął. A czy jego działanie jest skuteczne i obroni się przed zarzutami naruszenia praw własności intelektualnej? Oczywiście nie. Nie sprzedaje bowiem, żadnej usługi lecz produkt, który traktować można choćby w kategoriach dzieła zależnego, na korzystanie z którego nie uzyskano zgody uprawnionego (autor sam to przyznaje). Próba ubrania zaś sprzedaży w formę "usługi" jest całkowicie nieskuteczna. Autor pozornie oferuje sprzedaż "usługi" ale w istocie sprzedaje produkt, przez co dopuszcza się deliktu naruszenia autorskich praw majątkowych. Nie powiem, że gratuluję pomysłowości, bo raczej współczuje naiwności...

Czy umieszczenie linku narusza prawa autorskie?

Kwestia odpowiedzialności za umieszczanie linków w internecie to "never ending story" prawa własności intelektualnej. Tradycyjnie jest to pytanie o kwestię rozpowszechnienia danego materiału w Internecie, mianowicie - czy mogę rozpowszechnić coś co już jest rozpowszechnione dlatego, że umieszczę do tego materiału link?  Z logicznego punktu widzenia - nie. Przecież umieszczenie czegoś w Internecie powoduje, że każda osoba ma dostęp do tego materiału, nie można więc dokonać powtórnego rozpowszechnienia. Istotne jednak, w kontekście praw autorskich, do czego umieszczony został link. W sprawie Svensson C-466/12 Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, że w przypadku linkowania do utworów znajdujących się w Internecie nie dochodzi do ich publicznego udostępnienia, ponieważ nie ma wówczas nowej publiczności. Sprawa dotyczyła jednak sytuacji, w której utwór znalazł się w Internecie za zgodą danej osoby. A co gdy linkujemy do treści, które naruszają prawa autorskie ? W jednym z niedawnych orzeczeń kwestię tę analizował Sąd Apelacyjny w Warszawie. Sprawa zaś dotyczyła umieszczenia tzw. głębokiego linku na profilu w portalu facebook. Sąd pochylił się nad kwestią odpowiedzialności za linkowanie i wyraził opinię odmienną od tej prezentowanej we wskazanymi i innych wyrokach TSUE. Nie zgodził się bowiem z tezą, iż warunkiem uznania odpowiedzialności, jest kryterium "nowej publiczności" do jakiej ma dotrzeć udostępniany utwór, a przez to uznania że doszło do nowej formy eksploatacji utworu. Zdaniem sądu dla uznania, iż doszło do eksploatacji na polu udostępniania, wystarczy zamieszczenie linku, który powoduje odtworzenie utworu. Mamy bowiem do czynienia zarówno z aktem woli, ale także z transmisją. Sąd podszedł do analizowanej problematyki "słusznościowo", wziął bowiem pod ochronę interesy twórców/ uprawnionych i wydaje się, że dał im prym, względem tradycyjnego sposobu postrzegania form eksploatacji utworów. Wyrok SA w Warszawie - I Aca 1663/13.

Oskarżona Wiera Gran i dobra osobiste

Tym razem o cytacie, ale nie w kontekście prawa autorskiego, ale odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych. Kilka dni temu Sąd Najwyższy wydał wyrok w sprawie o sygn. I CSK 231/15. Sprawa dotyczyła naruszenia dóbr osobistych - kultu pamięci po osobie zmarłej słynnym pianiście Władysławie Szpilmanie. Spadkobiercy Szpilmana pozwali pisarkę Agatę Tuszyńską oraz wydawnictwo, które w 2010r. wydało książkę zatytułowaną "Oskarżona Wiera Gran". Książa opowiada o tragicznej historii artystki nazywanej polską Edit Piaf. Tragizm postaci polegał na oskarżeniu jej o współpracę z Gestapo, przy czym oskarżenia padały również ze strony Szpilmana jej dawnego akompaniatora. Gran po wojnie została oczyszczona z zarzutów w procesie Centralnego Komitetu Żydów Polskich jednak oskarżenia te położyły się cieniem na całym jej dalszym życiu.

Autorka książki zastosowała szerokie cytaty z wypowiedzi Gran, która oskarżała Szpilmana o współpracę z Gestapo mówiąc, iż był on policjantem w Getcie.  Rodzina Szpilmana poczuła się dotknięta tymi fragmentami książki, jednak przegrała w dwóch instancjach. Sądy stwierdziły, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych bowiem nie została spełniona przesłanka bezprawności. Autorka cytowała wypowiedź Gran, wskazała przy tym, że nie jest w stanie potwierdzić wiarygodności tych słów. Sąd Najwyższy cofnął sprawę do ponownego rozpoznania z przyczyn formalnych, dał jednak wyraźną wskazówkę interpretacyjną Sądowi Apelacyjnemu, która może być niepokojąca. Jak wskazał sędzia Wrzeszcz - Rzetelność autora książki to nie tylko prawidłowe zebranie informacji, lecz także sposób ich zaprezentowania, stworzenie kompozycji. Twórca musi dążyć do tego aby ograniczyć ryzyko naruszenia dóbr osobistych osób, które są opisywane.

Problem polega na tym, że prawda jest w tych okolicznościach nieweryfikowalna. Skąd zatem wiadomo, że te oskarżenia naruszają dobra osobiste Szpilmana? Jak więc autor ma przedstawić materiał - stanowisko danej osoby, bez jego wskazania? Uznanym w orzecznictwie sposobem wyłączenia bezprawności jest wyraźne zdystansowanie się do prezentowanej wypowiedzi - i jak się wydaje to właśnie autorka zrobiła. Nie można bowiem zapominać czy umniejszać prawu do swobody twórczej, które jest głęboko zakotwiczone w Konstytucji, a którego ograniczenie musi być proporcjonalne do prawa, z którym jest zestawiane. Z niecierpliwością czekam na uzasadnienie orzeczenie oraz na kolejne orzeczenie Sądu Apelacyjnego w sprawie.

Saturday, January 16, 2016

Finansowanie ochrony własności przemysłowej z Funduszy Unijnych


Dzisiejszy wpis nietypowo ma charakter ogłoszenia - ale bardzo praktycznego :).

Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP) prowadzi przyjmowanie wniosków o dofinansowanie w ramach Poddziałania 2.3.4. Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój (PO IR) „Ochrona własności przemysłowej” nabór trwa do 31 marca 2016r.

Jakie projekty będą dofinansowane w ramach działania - Dofinansowaniu będą podlegać projekty dotyczące:
a) uzyskania prawa ochrony własności przemysłowej (tj.: patentów, praw ochronnych na wzory użytkowe oraz praw z rejestracji na wzory przemysłowe) z możliwością wsparcia przygotowania procesu komercjalizacji przedmiotu zgłoszenia poprzez zakup usługi doradczej,

albo
b) realizacji ochrony prawa własności przemysłowej, gdy wnioskodawca we wszczętym postępowaniu występuje w roli podmiotu broniącego posiadanych praw, a postępowanie dotyczy unieważnienia patentu, prawa ochronnego na wzór użytkowy albo prawa z rejestracji wzoru przemysłowego lub stwierdzenia wygaśnięcia patentu, prawa ochronnego na wzór użytkowy albo prawa z rejestracji wzoru przemysłowego".

Kwota dofinansowania – Planowana minimalna wartość projektu 10 000 zł, planowana maksymalna wartość projektu – 1 000 000 zł. Poziom dofinansowania: do 50% (bez względu na wielkość przedsiębiorstwa i miejsce realizacji projektu).

Z działania mogą skorzystać – mikro, mali i średni przedsiębiorcy, szczegóły pod tym linkiem

Innymi słowy jeśli są Państwo zainteresowani uzyskaniem ochrony lub obroną swoich już posiadanych praw, mogą Państwo skorzystać z dotacji unijnej w tym zakresie.

Nasza kancelaria rzecznikowska Brzezicki Gierszewski (www.bgpatent.pl) może wesprzeć Państwa w uzyskaniu środków oraz oczywiście w realizacji zlecenia.