Licencjonowanie własności intelektualnej to biznes liczony w ogromnych kwotach, a licencjonowana odzież, gadżety np. do filmu to dla uprawnionych źródło większych pieniędzy niż sam film, z którego pochodzą, a ponadto sposób na wieloletnią eksploatację filmu i generowanie przychodów. Rynek nie śpi, szczególnie ten zachodnioeuropejski, dlatego pojawił się tam wyraźny trend rozwojowy i swego rodzaju moda na licencjonowanie, bo to przecież takie łatwe pieniądze... wystarczy tylko mieć pomysł na "produkt". Co roku biorę udział w odbywających się w Londynie targach Brand Licensing Europe i co roku widzę jak pojawiają się coraz bardziej dyskusyjne pomysły na licencjonowanie.
I tak np. podczas ostatnich targów natknąłem się na Agencję licencjonującą zdjęcia prac Banksy'ego. Zaraz... ale przecież Banksy nie licencjonuje swoich prac - z zasady, to by było zaprzeczenie całej jego twórczości. No właśnie! Dlatego Agencja wpadła na pomysł, żeby licencjonować wysokiej rozdzielczości zdjęcia graffiti tego artysty. Z ich perspektywy wszystko jest ok, bo przecież Banksy też używa w swoich pracach zdjęcia już powstałe - zatem sam korzysta z cudzej pracy, a ponadto z racji poglądów jest mało prawdopodobne aby pozwał kogoś za tego rodzaju eksploatację swoich prac.
Innym produktem była licencja iStyle, którą w skrócie określić można jako licencja na literkę "i" przed każdym słowem. Pojawiają się tutaj dwie kwestie. Pierwsza czy można zmonopolizować używanie literki "i" przed niemal każdym słowem aby konieczna była licencja na jego używanie? Być może właściciel zainwestował w rejestrację znaków towarowych - licencjonowanie znaków towarowych to też ich używanie zatem z perspektywy prawa znaków towarowych byłoby ok. Sprawdzam bazę danych OHIM ... jeden znak towarowy "iStyle. Upgrade your look". A druga rzecz jaki jest cel tej licencji ? Przecież raczej oczywisty - nikt nie wie co to "iStyle", za to wszyscy znają Apple i jej produkty, stąd licencja ma na celu oczywiste odniesienie do produktów tej firmy. Prawda, że ciekawy sposób na zarabianie?
W końcu, całkiem sprytnym pomysłem, była licencja oparta na słynnej brytyjskiej liście przebojów UK TOP 40. Według jej autorów - historyczne wyniki listy przebojów z każdego tygodnia to autentyczne "dane", które mogą legalnie przedstawiać. Dlatego tworzą np. grafiki stanowiące tygodniowe zestawienie 10 piosenek w formie okładki na kasetę. W całej licencji chodzi oczywiście o darmową eksploatację nazw znanych zespołów i ich hitów. Jej autorzy zapomnieli jednak, że "informacyjny" charakter historycznych danych, przestaje taki być, gdy zostaje przetworzony i komercyjnie eksploatowany.
Na pewno warto posiadać w swoim portfelu produkty licencjonowane, wie o tym każdy przedsiębiorca sprzedający odzież, gadżety czy zabawki. Takie produkty uatrakcyjniają ofertę sprzedażową, a także uwiarygadniają przedsiębiorcę. Jak pokazują powyższe przykłady - warto jednak przed podjęciem decyzji o zawarciu licencji poradzić się specjalisty, nie wszystko bowiem co znajduje się w ofertach agencji licencyjnych trzeba licencjonować, a nie wszystko może być "legalnie" licencjonowane. Przekonał się o tym dotkliwie właściciel sieci TOP SHOP, który nabył licencje na wykorzystanie zdjęcia przedstawiającego znaną piosenkarkę Rihannę bez uzyskiwania jej zgody na wykorzystanie wizerunku. Rezultat - odszkodowanie w wysokości 3 milionów funtów na rzecz Rihanny.
I tak np. podczas ostatnich targów natknąłem się na Agencję licencjonującą zdjęcia prac Banksy'ego. Zaraz... ale przecież Banksy nie licencjonuje swoich prac - z zasady, to by było zaprzeczenie całej jego twórczości. No właśnie! Dlatego Agencja wpadła na pomysł, żeby licencjonować wysokiej rozdzielczości zdjęcia graffiti tego artysty. Z ich perspektywy wszystko jest ok, bo przecież Banksy też używa w swoich pracach zdjęcia już powstałe - zatem sam korzysta z cudzej pracy, a ponadto z racji poglądów jest mało prawdopodobne aby pozwał kogoś za tego rodzaju eksploatację swoich prac.
Innym produktem była licencja iStyle, którą w skrócie określić można jako licencja na literkę "i" przed każdym słowem. Pojawiają się tutaj dwie kwestie. Pierwsza czy można zmonopolizować używanie literki "i" przed niemal każdym słowem aby konieczna była licencja na jego używanie? Być może właściciel zainwestował w rejestrację znaków towarowych - licencjonowanie znaków towarowych to też ich używanie zatem z perspektywy prawa znaków towarowych byłoby ok. Sprawdzam bazę danych OHIM ... jeden znak towarowy "iStyle. Upgrade your look". A druga rzecz jaki jest cel tej licencji ? Przecież raczej oczywisty - nikt nie wie co to "iStyle", za to wszyscy znają Apple i jej produkty, stąd licencja ma na celu oczywiste odniesienie do produktów tej firmy. Prawda, że ciekawy sposób na zarabianie?
W końcu, całkiem sprytnym pomysłem, była licencja oparta na słynnej brytyjskiej liście przebojów UK TOP 40. Według jej autorów - historyczne wyniki listy przebojów z każdego tygodnia to autentyczne "dane", które mogą legalnie przedstawiać. Dlatego tworzą np. grafiki stanowiące tygodniowe zestawienie 10 piosenek w formie okładki na kasetę. W całej licencji chodzi oczywiście o darmową eksploatację nazw znanych zespołów i ich hitów. Jej autorzy zapomnieli jednak, że "informacyjny" charakter historycznych danych, przestaje taki być, gdy zostaje przetworzony i komercyjnie eksploatowany.
Na pewno warto posiadać w swoim portfelu produkty licencjonowane, wie o tym każdy przedsiębiorca sprzedający odzież, gadżety czy zabawki. Takie produkty uatrakcyjniają ofertę sprzedażową, a także uwiarygadniają przedsiębiorcę. Jak pokazują powyższe przykłady - warto jednak przed podjęciem decyzji o zawarciu licencji poradzić się specjalisty, nie wszystko bowiem co znajduje się w ofertach agencji licencyjnych trzeba licencjonować, a nie wszystko może być "legalnie" licencjonowane. Przekonał się o tym dotkliwie właściciel sieci TOP SHOP, który nabył licencje na wykorzystanie zdjęcia przedstawiającego znaną piosenkarkę Rihannę bez uzyskiwania jej zgody na wykorzystanie wizerunku. Rezultat - odszkodowanie w wysokości 3 milionów funtów na rzecz Rihanny.