Internet pełen jest naiwności i mitów dotyczących naruszania praw własności intelektualnej. Jedne mniej, innej bardziej naiwne, ale funkcjonują i są powielane, a my prawnicy musimy z nimi walczyć. Postanowiłem omówić jeden z takich przypadków.
Trafiłem ostatnio zupełnie przez przypadek na aukcję internetową, na której autor sprzedawał "szablony na ubranka Minionki", "inspirowane" znaną bajką. Na marginesie - słowo "inspiracja" to też słowo klucz w środowiskach twórczych. Wiadomo, każdy szuka jakiegoś pomysłu na siebie, a najlepiej jest ogrzać się w blasku, rzeczy znanych i licencjonowanych. Co więc jest przedmiotem wskazanej aukcji ? Nie produkt (jak na zdjęciu) szablon - lecz "usługa" - polegająca na "nakładzie mojej pracy i czasie poświęconym na wysłanie mailem gratisowego szablonu" oraz do tego ubranka również w gratisie. Grzech nie skorzystać, jak tu same gratisy. Żeby jednak nie było, że autor nie ma świadomości prawnej - przestrzega nabywcę, iż sprzedawany produkt nie jest produktem licencjonowanym dlatego też nie może być kopiowany, rozpowszechniany, redystrybuowany w celach zarobkowych / komercyjnych.
Autor tego, krótkiego opisu aukcyjnego pewnie nie ma nawet świadomości ilu kwestii związanych z prawem własności intelektualnej dotknął. A czy jego działanie jest skuteczne i obroni się przed zarzutami naruszenia praw własności intelektualnej? Oczywiście nie. Nie sprzedaje bowiem, żadnej usługi lecz produkt, który traktować można choćby w kategoriach dzieła zależnego, na korzystanie z którego nie uzyskano zgody uprawnionego (autor sam to przyznaje). Próba ubrania zaś sprzedaży w formę "usługi" jest całkowicie nieskuteczna. Autor pozornie oferuje sprzedaż "usługi" ale w istocie sprzedaje produkt, przez co dopuszcza się deliktu naruszenia autorskich praw majątkowych. Nie powiem, że gratuluję pomysłowości, bo raczej współczuje naiwności...