Saturday, February 28, 2015

Wiersz przesłany do redakcji....

Do redakcji Gazety Wyborczej w bliżej nieznanych okolicznościach, jako niezamówiona korespondencja tzw. spam, trafił email, a w nim wiersz napisany przez Andrzeja K. Gazeta opublikowała wiersz w dniu 29.06.2001r. bez podania tytułu oraz wskazania autora w zmienionej formie. Zmiana polegała na zastąpieniu wulgarnego wyrazu znajdującego się na końcu wiersza, innym, mniej wulgarnym słowem. Autor wiersza pozwał Gazetę Wyborczą o naruszenie praw autorskich w istocie wygrywając sprawę przed sądami obu instancji.  Sąd w sprawie poruszył kilka kwestii związanych z odpowiedzialnością za naruszenie autorskich praw majątkowych i osobistych.

W pierwszej kolejności zaznaczył generalną zasadę odpowiedzialności naruszyciela za naruszenie praw autorskich. Zasadą odpowiedzialności jest bezprawność - rozumiana jako brak zgody uprawnionego. Nie ma zatem znaczenia w jakich okolicznościach pozwany znalazł się w posiadaniu wiersza powoda - nie mając zgody autora dopuścił się publikacji wiersza - zatem wkroczył w autorskie prawa powoda.

W dalszej kolejności sąd ustalił naruszenie autorskich praw osobistych powoda. Pozwany rozpowszechnił wiersz bez jego tytułu oraz oznaczenia autora, dokonał też samowolnej zmiany ostatniego słowa wiersza (wulgaryzmu). Zdaniem sądu naruszone zostało osobiste prawo autorskie do autorstwa utworu, a także prawo do integralności utworu. Pomimo, iż zmianie uległo wyłącznie jedno słowo - sąd uznał, że ma ono istotne znaczenie dla całego utworu.

Sąd odrzucił argumentację pozwanego jakoby rozpowszechnienie wiersza nastąpiło w ramach dozwolonego prawa cytatu, wskazując m.in. że wiersz nie został zacytowany ale rozpowszechniony w zmienionej formie. Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie VI ACa 1012/05.

Omówiona sprawa jest przestrogą dla każdego, kto zdecyduje się na skorzystanie z materiałów znalezionych lub krążących po Internecie. Fakt, umieszczenia utworu w Internecie - nawet przez uprawnionego - nie oznacza sam z siebie wyzbycia się przez niego praw. Jakakolwiek zatem eksploatacja tego utworu, w szczególności dokonana dla celów komercyjnych, bez uzyskania odpowiedniej zgody - stanowić może naruszenie przysługujących twórcy praw. 

"premium" jako znak towarowy


Konkurencyjna firma wprowadziła linię produktów, którą oznaczyła nazwą PREMIUM by Firma. Czy mogę mimo to na etykietach produkowanych przeze mnie produktów umieszczać nazwę "premium quality"? 

Historia znaku towarowego "premium" dotyka ciekawej z perspektywy prawa znaków towarowych kwestii - zdolności odróżniającej znaku towarowego. Znak towarowy, aby pełnić swoje funkcje musi posiadać zdolność odróżniającą, to jest musi mieć możliwość identyfikowania danego przedsiębiorcy na rynku. Musi zatem istnieć szansa, że odbiorcy będą kojarzyć dane oznaczenie z danym przedsiębiorcą. Takiej szansy nie ma  jeśli znak towarowy składa się wyłącznie z elementów opisowych, wskazujących np. na właściwości produktu. Słowo premium, wskazuje jednoznacznie na właściwość produktu, słowo to podkreśla jakość - sugerując pochodzenie towaru "z górnej półki". Słowo to zatem nie może być samodzielnie znakiem towarowym zarejestrowanym na rzecz jakiegokolwiek przedsiębiorcy. Słowo PREMIUM było wielokrotnie przedmiotem postępowań zgłoszeniowych przed Urzędem Harmonizacji Rynku Wewnętrznego. Według bazy danych OHIM pierwsza próba zgłoszenia znaku towarowego stanowiącego słowo "premium" nastąpiła 2.01.1996r, i został oznaczona numerem 406. Aplikacja spotkała się oczywiście z decyzją odmowną. OHIM podał dwie podstawy prawne odmowy: opisowość znaku oraz brak jakiejkolwiek zdolności odróżniającej

Powyższe, nie powoduje oczywiście zakazu w posługiwania się przez danego przedsiębiorcę  nazwą "premium" dla linii swoich produktów.  Nie może on jednak skutecznie przeciwstawić się innym przedsiębiorcom, którzy również zechcą tej nazwy używać, w szczególności dla wskazania cech swoich produktów. Nawet zresztą gdyby uzyskanie znaku towarowego na słowo "premium" było możliwe, uprawniony miałby ograniczone prawo zakazania posługiwania się tą nazwą innym przedsiębiorcom - ale to już kwestia, która rozwinięta zostanie w innym poście.

Wednesday, February 25, 2015

Nazwa dla nowego brandu


źródło
Każdy kto brał udział w procesie tworzenia nowej marki wie, jak trudno w dzisiejszych czasach opracować jej nazwę. Setki tysięcy zarejestrowanych znaków towarowych, orzecznictwo OHIM, zgodnie z którym niemal wszystko jest do siebie podobne, powoduje, że poszukiwanie nazwy "czystej", a jednocześnie spełniającej odpowiednie kryteria estetyczne to proces niezwykle żmudny i długotrwały, wymagający aktywnej współpracy rzecznika patentowego i marketingowców. 

Często zdarza się, że proces wyboru nazwy wspomagają zewnętrzne agencje kreatywne, oferujące opracowanie pakietu nazw spełniających zadane kryteria. Niektóre z agencji, chcąc uatrakcyjnić swą ofertę, idą krok dalej i oferują, nie tylko opracowanie nazw, ale opracowanie takich nazw, które spełniać będą kryteria czystości znaku towarowego. Tego rodzaju usługa jest znacznym ułatwieniem i odciążaniem dla przedsiębiorcy poszukującego nazwy dla nowego brandu, pod warunkiem jednak, że jest rzetelna. 

Spotkałem się z sytuacją, w której agencja kreatywna zaoferowała opracowanie nazw i dokonanie badania ich czystości, przy czym badanie to, według niej, polegać miało na sprawdzeniu, czy w bazach danych znaków towarowych nie ma znaków identycznych do zaproponowanych nazw. 

Każdy znawca tematyki prawa znaków towarowych wie, że sprawdzanie czystości znaku towarowego wyłącznie pod kątem identyczności jest drobnym wycinkiem pracy jaką należy wykonać w celu oceny czy nie istnieją przeszkody w rejestracji znaku towarowego. Identyczność - w warstwie słownej - zdarza się ale też jest to sytuacja raczej oczywista. O wiele jednak ważniejsza jest ocena podobieństwa w stosunku do istniejących znaków towarowych w tożsamych klasach towarowych. Podobieństwo znaków jest sytuacją nader częstą i to ono prowadzić może do uznania kryterium "prawdopodobieństwa wprowadzenia w błąd", które jest przyczyną odmowy przyznania prawa ochronnego do znaku towarowego. Aby umieć ocenić podobieństwo znaków towarowych, należy posiadać wiedzę odnośnie kryteriów jakie brane są pod uwagę przy jego ocenie - trzeba posiadać wiedzę merytoryczną - którą posiada praktykujący rzecznik patentowy. 

Nie umniejszając zatem kompetencjom agencji kreatywnych w zakresie ich głównego przedmiotu działalności - radziłbym ostrożnie podchodzić do ewentualnych kwestii badania przez nie czystości wymyślonych nazw. Bezpieczeństwo prawne związane z korzystaniem z danej nazwy wymaga bowiem, aby była ona sprawdzona przez rzecznika patentowego, nie zaś przez marketingowca chcącego uatrakcyjnić swoją ofertę. 

Monday, February 16, 2015

Rodzina znaków towarowych i jej ochrona

Zdarza się, że powodzenie danej marki skłania przedsiębiorcę do rozszerzenia gamy produktów lub usług sygnowanych danym znakiem towarowym. Tak powstaje tzw. rodzina znaków towarowych, którą tworzy seria znaków towarowych zawierających wspólny element z dodatkowym oznacznikiem. Najprostszym przykładem rodziny znaków towarowych - jak zilustrowano obok - jest rodzina znaków dotycząca alkoholi lub napojów alkoholowych, gdzie elementem wspólnym jest oznaczenie "Lubelska".

Rodzina znaków towarowych i jej wpływ na zakres ochrony znaku towarowego jest koncepcją wyłącznie doktrynalną, niemającą oparcia w przepisach prawa. Intuicyjnie można jednak stwierdzić, że pomimo braku podstawy jest to zgodne z duchem postrzegania ochrony znaków towarowych. Zgodnie z przyjętą koncepcją - rodzina znaków towarowych korzysta z rozszerzonej ochrony w zakresie ryzyka konfuzji, zatem w przypadku istnienia konfliktu między znakami towarowymi istnienie rodziny znaków towarowych może, co do zasady, zwiększyć istnienie ryzyka wprowadzenia w błąd odbiorców. Znak podobny do znaków z rodziny znaków towarowych może bowiem zostać uznany za kolejny znak z "rodziny" a tym o to łatwiej, że istnieje nie jeden a seria znaków podobnych zawierający co najmniej jeden element wspólny.

Powyższe nie oznacza jednak zmiany zasad oceny podobieństwa znaków towarowych. Jak podkreślone zostało w wielu wyrokach sądowych (polskich jak i europejskich) organ, który bada przeciwstawione znaki towarowe, powinien w pierwszej kolejności zbadać czy istnieje podobieństwo między znakami na podstawie ogólnie wypracowanych reguł podobieństwa, a dopiero po jego potwierdzeniu powinien ocenić wpływ rodziny znaków towarowych na możliwość istnienia ryzyka konfuzji. Innymi słowy, istnienie rodziny znaków towarowych nie jest pierwotnym super-argumentem, który przeważa w ocenie i blokuje możliwość rejestracji znaku podobnego, lecz jest po prostu jednym z elementów stanu faktycznego, który, co ważne, badany jest dopiero po pierwotnym ustaleniu podobieństwa między znakami. Niemniej jednak istnienie rodziny znaków towarowych pogarsza istotnie położenie przedsiębiorcy będącego po drugiej stronie sporu - jest to bowiem dodatkowy czynnik, który rozszerza ochronę znaków istniejących, utrudniając uzyskanie ochrony na znaki podobne.  

Wednesday, February 11, 2015

Monitoring a ochrona wizerunku


Żyjemy w czasach "permanentej inwiglacji" (cytując słowa Maxa z Seksmisji). Powszechność wykorzystania telewizji przemysłowej (CCTV) powoduje że wizerunek  każdego z nas jest nieustannie utrwalany. Monitoring jest prawie w każdym sklepie do którego wchodzimy. Uzasadnienie jego stosowania jest oczywiste - prewencja i ewentualne cele dowodowe w przypadku kradzieży czy jakiegoś zdarzenia. Powstaje jednak pytanie o zakres możliwości stosowania monitoringu w kontekście ochrony dóbr osobistych i prawa do wizerunku. Problem jest ciekawy i niejednoznaczny. 

Co do zasady wizerunek każdej osoby podlega ochronie prawnej, zaś jego utrwalanie wymaga zgody osoby utrwalanej. Większość przedsiębiorców stosujących monitoring umieszcza naklejki informujące, że dany obiekt jest monitorowany. Powstaje jednak pytanie o skutek prawny takiej informacji? Wydaje się, że jej celem jest uzyskanie domniemanej zgody na utrwalenie wizerunku. Właściciel sklepu ustanawia zasady korzystania z jego sklepu. Informuje nas, że sklep jest monitorowany, jeżeli nie wyrażamy zgody nie musimy do danego sklepu wchodzić, jeżeli zaś decydujemy się na wejście akceptujemy fakt, że będziemy nagrywani. 

Z drugiej jednak strony zgoda ta jest de facto wymuszona, podobnie jak w przypadku korzystania z wszelkich infolinii telefonicznych. Tam też zostajemy "poinformowani", że rozmowa jest nagrywana, jeżeli jednak nie wyrazimy zgody na nagrywanie, nie mamy możliwości załatwienia sprawy w jakiej dzwonimy. Zatem od zgody na utrwalenie wizerunku (głos jest również elementem wizerunku osoby) uzależnione jest realizacji uprawnień z tą zgodą całkowicie niezwiązanych. Wydaje się, że w tym przypadku trąci to klauzulą abuzywną...

Z trzeciej z kolei strony, bezprawność danego działania uchyla realizacja własnego prawa podmiotowego. Wiadomo, że monitoring ma na celu zniwelowanie/zminimalizowanie przypadków kradzieży. Zatem przedsiębiorca zakładając i utrwalając obrazy ze sklepu działa w celu ochrony swojej własności.

Czy zatem można utrwalać wizerunek osób za pomocą monitoringu bez narażenia się na odpowiedzialność prawną? Uważam, że można - chociaż uzasadnienie powyższego zajęłoby wiele stron prawniczych dywagacji. Wizerunek - jako dobro osobiste - nie jest wartością absolutną i podlega ograniczeniom, tym bardziej jeśli przeciwstawi mu się inne wartości chronione prawem. Naklejka informująca o monitoringu nawet jeśli uznać, że nie jest skuteczna dla uzyskania zgody na utrwalenie wizerunku, jest informacją o środkach podjętych przez przedsiębiorcę w celu ochrony swojej własności. 

Friday, February 6, 2015

Roman Wilhelmi i osobiste prawa pokrewne do wykonania roli Nikodema Dyzmy

W 2000 roku w okresie kampanii prezydenckiej radio RMF FM nadawało audycje zatytułowaną "Jak zostać prezydentem czyli Kariera Nikodema Dyzmy" w trakcie audycji wykorzystywane były fragmenty ścieżki dialogowej filmu Kariera Nikodema Dyzmy w wykonaniu odtwórcy tytułowej roli - Romana Wilhelmiego. Stacja zawarła umowę licencyjną na wykorzystanie fragmentów ścieżki dźwiękowej filmu z producentem TVP S.A., nie uzyskała jednak zgody od uprawnionej - spadkobierczyni  Romana Wilhelmiego. Została więc przez nią pozwana.

Sprawa posiada wiele wątków związanych z naruszeniem autorskich praw majątkowych i pokrewnych. Na uwagę zasługuje jednak wątek związany z zarzutem naruszenia pokrewnych praw osobistych - prawa do integralności wykonania. Zgodnie z art. 86 ust.1 pkt 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych: Artyście wykonawcy przysługuje wyłączne prawo do ochrony dóbr osobistych w szczególności sprzeciwiania się jakimkolwiek wypaczeniom, przeinaczeniom i innym zmianom wykonania, które mogłyby naruszać jego dobre imię. Powódka zarzuciła, że sposób wykorzystania artystycznego wykonania stanowił naruszenie wskazanej integralności.

Sąd I instancji zgodził się z powódką i stanął na stanowisku, że stacja radiowa rozpowszechniając fragmenty warstwy dźwiękowej filmu z oryginalnym głosem Romana Wilhelmiego i opatrując je swoim komentarzem naruszyła prawo do integralności wykonania. Działanie takie, zdaniem sądu, wymagało uzyskania zgody artysty wykonawcy (uprawnionego po nim).

Sąd Apelacyjny zmienił wyrok, wskazując, że prawo do nienaruszalności (integralności) wykonania jak i inne prawa osobiste artysty wykonawcy chronią więź artysty z wykonaniem. Zatem naruszeniem prawa do integralności nie będzie każda zmiana w wykonaniu ale tylko taka, która uderza we wskazaną więź istniejącą pomiędzy wykonaniem a cechami indywidualizującymi artystę wykonawcę. Z powyższych względów sąd doszedł do wniosku, że pozwana stacja nie dopuściła się naruszenia prawa do integralności artystycznego wykonania. Nie zostały bowiem wprowadzone jakiekolwiek zmiany w wykonaniu roli przez artystę, nie dokonano żadnych zniekształceń warstwy głosowej, która stanowiła cechę indywidualizującą Romana Wilhelmiego w owym wykonaniu. (Wyrok SA w Warszawie - VI ACa 27/2004)

Sąd Apelacyjny stanął na słusznym stanowisku dotyczącym istoty ochrony pokrewnych praw osobistych wywodząc je zapewne z treści ogólnego przepisu dotyczącego ochrony autorskich praw osobistych (art.16 ustawy). Autorskie prawa osobiste są bardzo silnym orężem twórcy w walce o prawidłowe wykorzystywanie jego dzieła. Mogą być też niestety stanowić źródło nadużyć twórców. Pamiętać więc należy, że prawa to chronią twórcę/wykonawcę tylko przed takimi działaniami, które naruszają więź twórcy/wykonawcy z utworem/wykonaniem. Wykazanie zaś, że do naruszenia takiej więzi doszło, leży po stronie uprawnionego. 

Thursday, February 5, 2015

Program komputerowy a prawo autorskie

źródło
Programu komputerowy spowodował niemałą rewolucję w tradycyjnie pojmowanym prawie autorskim i przedmiotach jego ochrony. Nie budzi bowiem wątpliwości, że odstaje on od innych utworów chronionych przez prawo autorskie. Nie jest on bowiem wytworem estetyki, ale ma ściśle użytkowy charakter, który świadczy o jego wartości.

Odmienności programu komputerowego spowodowały konieczność wprowadzania w prawie autorskim wielu szczególnych uregulowań, które wynikają choćby ze sposobów eksploatacji programu komputerowego oraz jego wewnętrznej budowy. Wprowadzono np. odmienne pola eksploatacji, w zakresie korzystania z praw do utworów. Odmiennie uregulowano sposób nabywania przez pracodawcę praw do programów komputerowych - utworów pracowniczych. Wyłączono też stosowanie szeregu przepisów dotyczących pozostałych kategorii utworów np. dozwolonego użytku osobistego czy w dużym zakresie przepisów dotyczących osobistych praw autorskich. Z drugiej strony wprowadzono też pojęcia nieznane ustawie tj. "legalnego nabywcę kopii oprogramowania" uprawnionego do korzystania z niego, co stanowi swego rodzaju dozwolony użytek.

Programy komputerowe były i są źródłem wielu pytań i problemów praktycznych: np. czy uprawniony do autorskich praw majątkowych do programu komputerowego jest również uprawniony do utworów które zostały stworzone w wyniku użytkowania tego oprogramowania - np. grafik stworzonych w Photoshopie? Czy osobie, która stworzyła dany utwór korzystając z nielegalnego oprogramowania, przysługują do niego prawa autorskie? Jaki charakter prawny ma umowa na udostępnienie programu komputerowego w Internecie? Czy program komputerowy dostępny w internecie jest egzemplarzem utworu w myśl przepisów prawa autorskiego?

Podobnych pytań można by mnożyć w nieskończoność na wiele z nich osoba znająca tematykę jest w stanie udzielić odpowiedzi, na inne istnieją "poglądy doktryny". Zaskakujące jest jednak to jak wiele niezrozumienia i niewyjaśnionych kwestii pozostaje w literaturze tematu. W mojej praktyce największą bolączką w tym zakresie, jest powszechne niezrozumienie problematyki w zakresie "licencjonowania" programów komputerowych - ale tej kwestii poświęcony będzie oddzielny post.