Sunday, January 10, 2016

Wyczerpanie prawa do egzemplarza programu komputerowego ściągniętego z Internetu.

Zgodnie ze świętą zasadą prawa autorskiego wyrażoną w art. 51 ust.3 ustawy: Wprowadzenie do obrotu oryginału albo egzemplarza utworu na terytorium Europejskiego Obszaru Gospodarczego wyczerpuje prawo do zezwalania na dalszy obrót takim egzemplarzem na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, z wyjątkiem jego najmu lub użyczenia. Innymi słowy, jeżeli dana osoba nabyła legalnie egzemplarz utworu - np. książkę czy album muzyczny może ją odsprzedać, a uprawniony nie może się temu sprzeciwić, bo jego prawo do tego egzemplarza utworu zostało już skonsumowane - wyczerpało się. Powyższa doktryna, podobnie zresztą jak wiele instytucji prawa autorskiego, zaczęła się załamywać wraz z rozwojem technik cyfrowych. W środowisku cyfrowym nie istnieje przecież pojęcie oryginału i kopii. Książkę można skserować, ale ksero nie będzie przecież tym samym czym oryginał. Natomiast w przypadku pliku komputerowego jego kopia jest identyczna z oryginałem. Powstało więc pytanie, jak należy rozumieć pojęcie "egzemplarz utworu"? Przez długi czas, doktryna stała na stanowisku, że o egzemplarzu utworu zdigitalizowanego możemy mówić tylko i wyłącznie jeśli jest on utrwalony na materialnym nośniku - np. płycie - i dopiero taki utwór podlegał wyczerpaniu. Jednak rozwój programów komputerowych, a raczej modeli biznesowych dotyczących ich sprzedaży nakazał zastanowić się czy na pewno poglądu tego nie należy zrewidować. I tak dochodzimy do rozstrzygnięcia w sprawie C-128/11  Usedsoft v. Oracle. W sprawie tej Trybunał Sprawiedliwości UE odpowiadał na pytania prejudycjalne sądu niemieckiego, dotyczące możliwości dalszej odsprzedaży kopii programów (Oracle'a)  sprzedawanych wyłącznie w formie plików komputerowych. Trybunał stanął na stanowisku, iż z perspektywy zasad wyczerpania praw do programu komputerowego bez znaczenia jest, czy został on zakupiony w formie materialnej zapisanej na płycie CD/DVD czy niematerialnej - został ściągnięty w formie pliku komputerowego ze strony internetowej Producenta. Wskutek bowiem dokonania tej transakcji sprzedaży prawo producenta do wprowadzenia do obrotu tego konkretnego egzemplarza utworu uległo wyczerpaniu. Trybunał uznał, zatem za zgodny z prawem wtórny obrót legalnie nabytymi programami komputerowymi sprzedawanymi w formie plików komputerowych ściąganych ze strony internetowej i pełne prawo nabywcy "używanego" oprogramowania  do korzystania z niego, na takich samych zasadach jak pierwszy nabywca. Rozstrzygnięcie Trybunału jest przełomowe, rozszerza bowiem pojęcie "egzemplarza utworu" również na niematerialny plik komputerowy ograniczając tym samym zapędy uprawnionych producentów do rozszerzania ochrony prawno-autorskiej. Trybunał popsuł zatem humor producentom oprogramowania oraz wytyczył uniwersalny kierunek rozumienia pojęcia "egzemplarza utworu" w społeczeństwie informacyjnym. Nie trudno odgadnąć, że kierunek ten na razie ignorowany przez uprawnionych do innych niż programy komputerowe utworów prawa autorskiego.

5 comments:

  1. Kolejny wyrok, który potwierdził, że co do orzeczeń TSUE trzeba być czujnym jak ważka. Być może byli tacy, których tak szerokie ujęcie sprzedaży nie zaskoczyło. To ciekawe, na ile w tym przypadku prawo jest interpretowane z przepisów, a na ile "pisane". Ostatnio np. trafiłam na wyrok dot. danych osobowych, gdzie pojęcie działalności gospodarczej definiuje się przez "stabilne rozwiązanie gospodarcze". Krótko mówiąc, wystarczy obecność jednego przedstawiciela w określonym kraju, aby uznać, że podmiot podlega przepisom dot. ochrony danych osobowych kraju, w którym przetwarza dane, a nie tego w którym jest zarejestrowany.

    ReplyDelete
  2. W moim przekonaniu pojęcie egzemplarza utworu utożsamiane z utrwaleniem go na materialnym nośniku było fatalną koncepcją. Idąc tym tokiem rozumowania materialnym nośnikiem może być przecież twardy dysk komputera. Czyli nawet bez tego wyroku - plik zapisany na dysku spełnia cechy egzemplarza. Dlatego mnie osobiście taka interpretacja nie jest zaskakująca, a stanowi naturalną konsekwencję zmian gospodarczych i wypracowywania modeli biznesowych, których pewnie jednym z celów jest obejście przepisów prawa autorskiego. W moim przekonaniu pewne było, że prędzej czy później musi nastąpić weryfikacja tej koncepcji (egzemplarza) bo nie wytrzymuje ona konfrontacji z rzeczywistością i godzi w uprawnienia nabywców.

    ReplyDelete
  3. Też myślę, że pojęcie egzemplarza, które wyinterpretował Trybunał jest świetne i naprawdę dobrze, że wykładnia poszła właśnie w takim kierunku, z uwzględnieniem tego, co dzieje się poza oknami luksemburskiego sądu, w tzw. „realnym świecie”. Jest jednak kilka wątków, które w sumie trochę zadziwiają. Z tego względu napisałam, że z Trybunałem trzeba być „czujnym jak ważka” :) Mnie np. nieco zdziwiło (tak zupełnie z prawniczego punktu widzenia), że dyrektywa komputerowa została uznana, za lex specialis w relacji do dyrektywy o prawie autorskim w społeczeństwie informacyjnym. Gdyby się uważnie przyjrzeć, to dyrektywa komputerowa jest tylko „z nazwy” nowsza bo tak naprawdę to ujednolicona wersja staruszki dyrektywy 91/250/EWG. Jakim więc cudem lex specialis?

    W sumie można byłoby przymknąć na to oko, bo argument: „nieważne, jak Trybunał doszedł do takiej interpretacji bo wnioski są słuszne, przyjazne dla użytkowników więc nie ma co się czepiać” w pewnych okolicznościach może być przecież akceptowalny. Nie czepiając się więc szczegółów, jest jeszcze coś, co jest dla mnie nie do końca jasne. Po orzeczeniu było głośno, że wyrok w końcu utrze nosa firmom software’owym, które perfidnie ograniczają użytkownikom możliwość dystrybucji. Zastanawiam się, jak to przełożyć na grunt polskiego prawa. Oprócz tego, czy mamy jakkolwiek wdrożony np. motyw 13 dyrektywy komputerowej? Raczej nie. Co w takim razie z podmiotami, które będą wprowadzały zakazy co do dalszej odsprzedaży niematerialnych egzemplarzy, albo jakiekolwiek obostrzenia (licencje czasowe, zabezpieczenia DMR, etc)? W konsekwencji, dochodzimy do pytania, czy ten wyrok na dzień dzisiejszy ma jakiekolwiek zastosowanie w warunkach polskich? Chyba nie, może poza art. 23 i dozwolonym użytkiem osobistym.

    Zakładając nawet, że jakkolwiek można byłoby wyinterpretować zakaz wprowadzania zabezpieczeń w dystrybucji oprogramowania dla spółek software’owych, zastanawia mnie, jak przyjęłoby się to na rynku. Wydaje mi się, że średnie spółki zajmujące się dystrybucją cyfrową, raczej nie przetrwałby tego. To przecież logiczne, że lepiej odkupić od kogoś program za kwotę x% mniejszą niż kupować „oryginalny” (choć to nie jest najbardziej trafne określenie). Trochę brzmi to jak wróżenie z fusów, ale znając życie pewnie na rynku zostaliby duzi gracze z dystrybucja cyfrową, którzy pewnie i tak starliby się wprowadzać jakiekolwiek obostrzenia, swobodnie interpretować przepisy. Wyobrazić sobie można też serwisy, gdzie można byłoby w czasie rzeczywistym odkupować od siebie nawzajem programy. Ciekawe w sumie byłoby rozstrzygniecie, kto w konfiguracji administrator serwisu, licencjodawca, licencjobiorca, osoba trzecia, ponosiłby odpowiedzialność za sprzedaż, która byłaby nielegalna (np. zbywca nie usunął kopii bo wymiana nastąpiła wiele razy w czasie rzeczywistym). Sporo byłoby pracy dla prawnika, co koniec końców nie jest przecież złe :)



    ReplyDelete
  4. Jesli chodzi o to jaką kancelarię mogę wam polecić w przypadku własności intelektualnej oraz praw autorskich to wydaje mi się, że współpraca z tą https://www.tgc.eu będzie strzałem w dziesiątkę

    ReplyDelete
  5. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    ReplyDelete